Dominik Budzyński: Ciągle walczymy
Już w piątek (06.05.2022 r.) o godzinie 18:00 w Bełchatowie zagramy ze Skrą Częstochowa. Przed spotkaniem porozmawialiśmy z golkiperem „Dumy Warmii”, Dominikiem Budzyńskim.
Część pytań pochodzi z akcji #zapytajpiłkarza w naszych mediach społecznościowych. Zachęcamy do ich śledzenia i zadawania pytań.
Jak nastroje po ostatnim meczu?
– Czuliśmy duży niedosyt, bo z przebiegu meczu zasługiwaliśmy na remis. Nie oszukujmy się, z obu stron nie było zbyt wiele sytuacji. Chociaż w drugiej połowie nasza gra wyglądała lepiej i zaczęliśmy stwarzać sobie okazje. Pozostaje duży niesmak, myślę, że gdyby mecz zakończył się wynikiem 0:0, byłoby to bardzo sprawiedliwe.
Co zawiodło w spotkaniu z Sandecją?
– Mieliśmy analizę, trener przekazał nam wskazówki i powiedział co jego zdaniem zrobiliśmy źle. My już zapomnieliśmy o poprzednim meczu i skupiamy się na najważniejszym spotkaniu w tym sezonie. Oczywiście każdy mecz jest ważny, ale od piątkowego spotkania zależą nasze dalsze losy.
W przeszłości występowałeś w Sandecji, zagrałeś tam dwa mecze.
– Tak, ale do Sandecji przychodziłem jako pierwszy bramkarz, jednak w drugim meczu doznałem poważnego urazu barku, przez który pauzowałem siedem miesięcy. Miałem być pierwszym golkiperem, ale tak się to potoczyło i niestety pod koniec sezonu nie wróciłem już do bramki.
No właśnie, tych spotkań nie było zbyt dużo. Czułeś się pewnie, wchodząc do bramki bez rytmu meczowego?
– Jestem zawodnikiem doświadczonym, w Ekstraklasie czy Pucharze Polski grałem w meczach o dużo większej stawce, więc nie był jakiegoś strachu. Wiadomo, że zawsze jest lekki stres, ale raczej pozytywny, który mnie nakręca. Nie było u mnie myślenia, że długo nie grałem.
Jak oceniasz indywidualnie te dwa spotkania? Po straconej bramce z GKS-em byłeś bardzo zły. Z kolei w spotkaniu z Sandecją miałeś kilka fantastycznych interwencji.
– Na pewno nie było widać, że ostatni mecz o stawkę grałem prawie półtora roku temu, to jest na duży plus. Pokazałem, że jestem zdrowy, a trener może na mnie w każdej chwili liczyć i nie musi się bać o moją formę. Nawiązując do straconych bramek – bramkarza boli, gdy tracisz bramkę w 97. minucie – wtedy powinno być już po meczu, powinniśmy utrzymywać wynik, a my w głupi sposób straciliśmy gola i zaczął robić się luz. Nie można do takich rzeczy doprowadzać.
Jak wygląda obecnie atmosfera? Sytuacja nie do pozazdroszczenia.
– Byłem w klubach, gdzie było widmo spadku, ale udawało się obronić przed degradacją, z wyjątkiem ŁKS-u, gdzie to nie wyszło, ale np. w Śląsku Wrocław się utrzymaliśmy. Nie można się załamywać, gdy walczy się o utrzymanie. Mamy trzy mecze i musimy je wygrać, tyle. Ja powtarzam, że nigdy nie warto patrzeć czy liczyć na kogoś, szczególnie w lidze. Musimy patrzeć na siebie, liczyć na siebie. Atmosfera jest nadal dobra, najgorzej by było gdybyśmy zwątpili i załamali ręce, my ciągle walczymy.