Czwartek z pracownikiem: Marek Kleitz

Przedstawiamy kolejną osobę w ramach cotygodniowego cyklu „Czwartek z pracownikiem”. Przed Wami Marek Kleitz – odpowiedzialny za Media, Komunikację i Marketing. 

Kilka słów o sobie

Niestety, w moim przypadku nie da się powiedzieć kilku słów, tutaj będzie ich trochę więcej. Urodziłem się w Olsztynie, w Szpitalu Kolejowym, w czasach kiedy o telefonach komórkowych nikt nie słyszał, a magnetowid posiadali nieliczni i to w krajach wysoko rozwiniętych. Pierwsze 3 miesiące życia spędziłem w Grunwaldzie (tak, w tym Grunwaldzie), a następnych 15 lat w Sątopach-Samulewie (miejscowości miedzy Reszlem a Bisztynkiem).

Jak już wspomniałem, to były czasy, kiedy „nie było niczego”, trzeba było samemu znaleźć zajęcie. Ja grałem w piłkę ile się dało i gdzie się dało (może gdyby w tamtych czasach były profesjonalne akademie, dzisiaj byłbym gdzie indziej – śmiech). Szkołę średnią skończyłem w Reszlu. Uzyskałem zaszczytny tytuł technika rolnika (do dzisiaj rodzice mówią, że to jedyna szkoła, którą mogłem ukończyć, bo poziom nie był wybitny, a ja nadal tylko grałem i oglądałem piłkę nożną).

Marek Kleitz pasł i doił krowy, wstawał o 4 rano, żeby karmić konie, świnie, czy cielaki. Zbierał ziemniaki, buraki i doświadczył wielu prac polowych (jestem przekonany, że żadne liceum nie dałoby mi tego, co otrzymałem w Zespole Szkół Rolniczych w Reszlu). Po maturze, która czasami jeszcze śni mi się po nocach, przyszedł czas na studia, które w tamtych czasach były dla chłopaka przepustką do tego żeby nie „iść w kamasze”. Na szczęście, dostałem się na Wydział Prawa i Administracji i nawet je skończyłem, choć nadal liczyła się dla mnie tylko piłka nożna. Problemy zaczęły się jednak później…

USA

Po ukończeniu studiów zadałem sobie pytanie „co dalej?”. Nie potrafiłem sobie wyobrazić siebie siedzącego za biurkiem, bo do tej pory cały mój świat toczył się wokół piłki nożnej. Decyzja? Wyjeżdżam szukać pomysłu na siebie. Traf chciał, ze kolega zaprosił mnie do Stanów Zjednoczonych, wiec nie mając zobowiązań, ani specjalnie pomysłu na siebie, spakowałem torbę i w drogę. 11 miesięcy pracy kelnera dało mi czas na zastanowienie w czym chce się realizować. Skoro całe życie grałem i oglądałem piłkę nożną, postanowiłem, że skoro nie będę zawodowo grał w piłkę, to pomogę ludziom ją zrozumieć.

Media

Po powrocie zza oceanu miałem sporo czasu i trochę odłożonych pieniędzy, żeby podążać drogą, którą obrałem. Telewizja? Ok… Tylko jak dostać się w miejsce, gdzie trzeba mieć albo znajomość albo „gargantuiczne” szczęście. Ja miałem to drugie. Spakowałem torbę i pojechałem do Warszawy. Tam chodziłem od telewizji do telewizji, próbując zainteresować swoją osobą kogoś z tej branży. Najczęściej „odbijałem się od ściany”, jednak los w końcu się do mnie uśmiechnął. Przy wejściu do TVN-u kilka minut dał mi ówczesny szef sportu  TVN24 – Wojtek Zawioła. Zawsze będę pamiętał słowa, które usłyszałem:

– Zdajesz sobie sprawę, że na darmowy staż, o który prosisz jest kilkadziesiąt osób na jedno miejsce?
– Tak, zdaje sobie sprawę i proszę o szanse.
– Ile potrzebujesz czasu na przeniesienie się z Olsztyna do Warszawy?
– Tydzień.
– Nie, jeśli zależy Tobie tak, jak mówisz, to zaczynasz od jutra.

Pierwsze dwa lata to inwestycja w siebie, tytaniczna praca nad sobą  i posiłkowanie się pieniędzmi zarobionymi na Wschodnim Wybrzeżu, lecz później, w tej materii, było lepiej . W sumie w TVN24 i Nsport spędziłem trzy lata, a następnie trafiłem „pod skrzydła” Janusza Basałaja do Orange Sport i po kolejnych 12. miesiącach zakotwiczyłem w Polsacie Sport. W sumie przez 10 lat terminowałem w ogólnopolskich mediach. Praca po 14-16 godzin była normą, ale dawała ogromną satysfakcje i naukę, która procentuje do dziś. Zaczynałem od darmowego stażu, przez naukę czytania i pisania, logopedę medialnego, po żmudne godziny trenowania melodii głosu. Zaczynając prace w mediach nie umiałem nic, kończąc ją, byłem świadomy umiejętności, jakie nabyłem. Największą wartością byli jednak ludzie, z którymi przecinały się moje drogi. Ludzie, którzy dzisiaj piastują wysokie stanowiska w Polskim Związku Piłki Nożnej, ogólnopolskich mediach, pracują podobnie jak ja w klubach sportowych, czy obrali inna drogę i poszli w biznes. Nadal mamy ze sobą bardzo dobry kontakt, często wymieniamy poglądy.

Istnieje życie bez kamer.

Na początku 2016 roku zauważyłem, że nie czerpie już takiej radości i satysfakcji z pracy, jaką odczuwałem wcześniej, dałem sobie pół roku na przemyślenie decyzji o ewentualnej radykalnej zmianie i tuż po Mistrzostwach Europy we Francji postanowiłem – na tę chwile to koniec.

Kolejne miesiące i lata to praca jako konferansjer, a później Event Manager i specjalista ds. marketingu w Agencji Eventowej „Bartbo”. Mimo tego, że zawodowo odszedłem na jakiś od piłki nożnej, to nadal godzinami ślęczałem nad nowinkami taktycznymi, czy interpretacją przepisów gry w piłkę nożną. Często można było mnie spotkać na kursach trenerów UEFA A, konferencjach wybitnych indywidualności trenerskich, czy sędziowskich.

Stomil Olsztyn

Ja tutaj o wszystkim, tylko nie o Stomilu.  Krótko więc – na mecze mojej drużyny zacząłem przyjeżdżać na początku lat 90-tych gdy „Duma Warmii” występowała jeszcze w drugiej lidze. Po awansie do 1 ligi (dzisiaj ekstraklasa) w latach 1994 – 2002 opuściłem tylko 1 mecz przy al. Piłsudskiego (paradoksalnie, chyba najlepszy w historii olsztyńskiego klubu – 3:3 z Legią Warszawa i kapitalny gol Dariusza Jackiewicza). Byłem tak zakochany w Stomilu, że potrafiłem uciec ze Szpitala Wojewódzkiego w którym leżałem, bo Stomil grał mecz (Polonia Warszawa 4:1 – 1996 rok) i tak do 2002 roku kiedy po meczu z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski (1:2) w przedostatniej kolejce „świat mi się zawalił”.  Po spadku i późniejszych zawirowaniach w klubie ze względu na moje losy, o których wspomniałem wyżej, nie byłem na każdym meczu, jednak, gdy tylko wracałem do Olsztyna, pojawiałem się przy al. Piłsudskiego, natomiast od 2016 roku ponownie jestem na każdym spotkaniu.

Praca w Stomilu Olsztyn

W takich sytuacjach karty zazwyczaj rozdaje przypadek. W styczniu spotkałem się na niezobowiązującą rozmowę z ówczesnym Prezesem. Kilka miesięcy później odebrałem telefon z prośbą o ponowne spotkanie. Rozmawialiśmy kilka godzin i od 1 czerwca „jestem po drugiej stronie rzeki”.

Prezesem, Dyrektorem się bywa… Człowiekiem się jest…

W klubie odpowiedzialny jestem za Media, Komunikację i Marketing. Pracujemy rzetelnie, ale przed nami jeszcze wiele zakrętów. Zdaje sobie sprawę, że wynik sportowy warunkuje postrzeganie wszystkich działów w klubie, a kibice chcą satysfakcji tu i teraz. Bardzo mocno wierzę w to jednak, że w przyszłości będziemy chodzili z głowami wysoko podniesionymi. Warunek? Zaufanie, cierpliwość i gra do jednej bramki.

 

 

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Więcej informacji

Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies.

Zamknij