Rozmowa cotygodniowa: Szymon Sobczak

Szymon Sobczak, to kolejny bohater „Rozmowy cotygodniowej”. Z naszym napastnikiem porozmawialiśmy m.in. o tym, jaki sport uprawiał zanim został piłkarzem, o transferze do Żalgirisu Wilno, do którego ostatecznie nie doszło i dorobku strzeleckim w trwającym sezonie.

Jesteś zawodnikiem Stomilu od marca ubiegłego roku, ale niewiele zabrakło, żebyś zamiast w Olsztynie grał w Wilnie, a konkretnie w Żalgirisie. Jak to się stało, że zamiast w stolicy Litwy znalazłeś się w stolicy Warmii i Mazur?

— Temat Żalgirisu był już praktycznie domknięty. Pewne niejasności ze sprawami menadżerskimi i klubu z Litwy zostały jednak niedomknięte i na dobrą sprawę temat upadł w ostatnim momencie. Cały czas byliśmy również w kontakcie z byłym trenerem Stomilu Piotrem Zajączkowskim i rozważaliśmy dołączenie na zgrupowanie w Nieborowie. W momencie, gdy sytuacja trwała za długo, zdecydowałem się przyjechać. Wiedziałem, w jakim miejscu i w jakiej sytuacji znajduje się Stomil Olsztyn, ale w tamtym momencie nie było to dla mnie istotne. Chciałem grać w piłkę i pokazać to, na co mnie stać, a przy okazji pomóc Stomilowi. Cieszę się, że tak się stało i udało się zrealizować cel, którym było utrzymanie.

Misja utrzymania Klubu na poziomie pierwszej ligi była naprawdę trudna. Jaki był wówczas klucz do sukcesu?

— Powiem szczerze, że większość ludzi uważało to za niemożliwe. W wielu wywiadach powtarzałem, że sukcesu – bo wynik, który wtedy zrobiliśmy trzeba nazwać sukcesem – drugi raz nie udałoby się nikomu powtórzyć. Transfery były dokonywane praktycznie ostatniego dnia okienka, nie mieliśmy praktycznie okresu przygotowawczego i to wszystko zazębiło się tak naprawdę za sprawą dobrej atmosfery, podejścia sztabu szkoleniowego i wielu spraw, które musiały się zgrać. Tak jak już powiedziałem, uważam, że ten sukces nie jest do powtórzenia w realiach polskiej piłki. Zespoły przygotowują się miesiąc czy dwa, robią mocne transfery. My nie kalkulowaliśmy w żadnym meczu. Każde spotkanie było dla nas najważniejsze. Wierzyliśmy i bardzo mocno chcieliśmy, żeby Stomil utrzymał się na poziomie pierwszoligowym i to chyba to zdecydowało o tym, że ten wynik był. Tak naprawdę zrobiliśmy bodajże trzecie miejsce w drugiej rundzie, a w ostatnim meczu mogliśmy przesądzić, że byłoby jeszcze lepiej. Wiadomo jednak, że wtedy najważniejsze było utrzymanie.

Ubiegły sezon zakończyłeś z czterema trafieniami na koncie, a w bieżącym, masz ich już dziewięć. Dziesiąty gol wydaje się być zatem kwestą czasu. To był Twój cel przed startem rozgrywek czy może wyżej zawiesiłeś sobie poprzeczkę?

— Nie skupiam się na tym. Dla mnie najważniejszy jest zespół. W poprzednim sezonie były cztery trafienia, ale na dobrą sprawę było to tylko trzynaście spotkań. To była runda i to niecała. W tym roku cele są dużo wyższe. Nie ukrywam, że napastnik chce zawsze strzelać więcej bramek. Do pewnego momentu nie kreowaliśmy sobie zbyt dużo sytuacji, a w tym momencie na pewno jest nad czym pracować. W ostatnich spotkaniach pokazujemy, że potrafimy stwarzać okazje i trzeba to zamieniać na bramki. Wiadomo, że to pomoże to zespołowi, a dla mnie jest to bardzo istotne. Pozytywem jest to, że zespół coraz lepiej reaguje na pewne kwestie aspektów ofensywnych. Wierzę, że w ostatnich kolejkach, które są bardzo istotne, będzie widać tego owoce.

Sposób w jaki ustawia Was trener Majewski sprawia, że łatwiej jest Ci się znaleźć w sytuacji bramkowej?

— Od początku trener Majewski podkreślał to, że celem jest poprawienie jakości gry ofensywnej. W tym momencie zmieniliśmy system. Wiadomo, że niektórzy zawodnicy potrzebują trochę więcej czasu, żeby zaadoptować się na nowych pozycjach, bo niewiele drużyn w Polsce gra tym systemem. Sytuacji nawet w ostatnim spotkaniu było sporo, ale tak jak mówię – liczy się to, co w sieci. Na razie nie widać jeszcze wielkiego efektu, ale wierzę, że w najbliższych spotkaniach będzie to widoczne, bo gra wygląda coraz lepiej.

Na środku ataku, po dłuższej przerwie, zacząłeś grać dopiero pod wodzą trenera Zajączkowskiego. Wcześniej grywałeś głównie na skrzydle. Jak czułeś się na początku w roli typowej dziewiątki i jak to wygląda obecnie?

— Zgadza się. Nie miałem wcześniej problemu z grą na skrzydle, aczkolwiek pozycja napastnika bardziej mi odpowiada. Jeśli chodzi o grę, to dość szybko się do niej zaadaptowałem, bo czasu na przestawianie się na typowego napastnika nie było. Nie było kalkulacji. Trener miał pomysł, żeby mnie tam wystawić i sprawdziło się to już w pierwszym spotkaniu. Dla mnie jest to pozytywny aspekt, bo czuję się dużo lepiej. Myślę, że drużyna też na tym zyskuje, więc patrzę na to tylko pozytywnie.

W tym sezonie nie tylko sporo strzelasz, ale również asystujesz. Ma na to wpływ spore doświadczenie w grze na innych pozycjach?

— Nigdy nie uciekam na boisku od odpowiedzialności. Lubię brać ciężar gry na siebie i myślę, że to jest decydujące. Jeśli chodzi o asysty, to wiadomo, że są różne typy zawodników. Jeśli jednak widzę lepiej ustawionego partnera, to wiadomo, że ważne jest też to, żeby szukać partnerów. Mógłbym mieć trochę więcej asyst, ale jak wiadomo, trzeba cały czas pracować nad skutecznością całego zespołu.

W rundzie jesiennej byłeś najczęściej faulowanym zawodnikiem w rozgrywkach Fortuna 1 Ligi. Teraz obrońcy rywali również Cię nie oszczędzają. Jak starasz sobie z tym radzić?

— Szczerze mówiąc, to przed meczem nigdy nie kalkuluję i nie zastanawiam się nad tym, ale myślę, że niewiele się w tym aspekcie zmieniło w porównaniu do poprzedniej rundy. Ostatni mecz z liderem pokazał, że pomysły rywali nie zmieniają się. Uważam, że nad tym powinni panować sędziowie, bo jeśli ktoś sobie nie radzi, to czasami sędzia musi szybciej interweniować. Coś, co przydałoby się w pierwszej lidze, to VAR. Patrząc z perspektywy większości sezonów, które są za nami, to czasami jest dużo kalkulacji, dużo rozmów, a można by to szybko uciąć. Na pewno byłoby łatwiej sędziom i byłoby to lepsze dla widowiska, bo niektóre sytuacje potrafią czasami obrócić oblicze meczu.

W związku z przerwą spowodowaną pandemią, gracie teraz praktycznie co trzy dni. Niemal wszyscy podkreślają, że kluczowa jest regeneracja. Masz jakieś swoje sposoby, żeby jeszcze lepiej przygotować się do kolejnych spotkań?

— Jeśli chodzi o przygotowanie do kolejnych meczów, to myślę, że każdy z zawodników ma swój rytuał. Przede wszystkim chodzi tu o profesjonalizm. Zupełnie nie mam problemu z tym, że gramy co trzy dni. Zawsze podkreślam, że wyjazdy z Olsztyna są mało wygodne pod względem liczby kilometrów. Podróże po dziewięć godzin w jedną stronę dają się we znaki, ale myślę, że do następnego spotkania i do wszystkich kolejnych, również będę bardzo dobrze przygotowany.

Dwa ostatnie mecze wyjazdowe, to pojedynki ze Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała. Byłeś zawodnikiem obu klubów. Była to dla Ciebie dodatkowa mobilizacja przed tymi spotkaniami?

— Na pewno była chęć wygrania tych spotkań, bo wiemy jak wygląda w tym momencie tabela. Jesteśmy bardzo bliscy strefy barażowej, ale z drugiej strony niedużo dzieli nas od drużyn z dołu i właśnie to mnie przede wszystkim mobilizowało. Jeśli chodzi o chęć udowodnienia czegoś, to myślę, że nie. Każdym kolejnym meczem zawodnik musi potwierdzać swoją jakość i ja tak do tego podchodzę. Na pewno szkoda, że w tych spotkaniach nie zdobyliśmy punktów, bo uważam, że z przekroju ostatniego spotkania z liderem, na tle całego meczu byliśmy zespołem lepszym. Nie poradziliśmy sobie z detalami, które w piłce są bardzo istotne i nie przywozimy żadnego punktu. Trzeba nad tym pracować, bo zespół jest jeszcze bardzo młody. W tym momencie do składu wskoczyło dużo zawodników, którzy nie są jeszcze mocno doświadczeni, ale mam nadzieję, że to zaowocuje.

Sezon wkracza w decydującą fazę. Tak jak powiedziałeś, Mamy niewielką przewagę nad strefą spadkową i małą stratę do miejsca dającego prawo gry w barażach o awans do Ekstraklasy. Na którym miejscu według Ciebie będziemy za siedem kolejek?

— Nie lubię bawić się we wróżbitę. Uważam, że trzeba skupiać się na każdym, kolejnym meczu. Tabela jest tak spłaszczona, a liga nieprzewidywalna, że dwa spotkania mogą zmienić bardzo wiele. Trzeba się skupiać na tym, żeby w tych meczach była jakość. Jeśli będziemy skupiać się na swojej grze i zagramy dobrze, to w tej lidze na pewno nie będziemy mieli problemu z żadnym przeciwnikiem.

Na koniec chciałbym Cię zapytać o to, jak to się stało, że zostałeś piłkarzem. Urodziłeś się w Zakopanem i pewnie większość Twoich kolegów brała narty i szła na stok. Ty w tym czasie kopałeś piłkę? 

— Rodzice dosyć szybko przeprowadzili się bliżej Krakowa, ale tak – urodziłem się w Zakopanem i jestem rodowitym Góralem. Od małego miałem dużą styczność z piłką, ale też dużo pływałem. Brałem udział praktycznie we wszystkich zawodach wojewódzkich czy ogólnopolskich. W pewnym momencie zdecydowałem się na zmianę sportu i duża w tym rola taty, który ukierunkował mnie na futbol. Większość twierdziła, że jest dość późno na to, żeby zmieniać dyscyplinę, bo wiadomo, że jest masa dzieci, które trenują piłkę nożną od piątego czy szóstego roku życia. U mnie było to dużo później, bo miałem około jedenastu lat, gdy zacząłem trenować. Trafiłem do krakowskiej Wisły i tam zaczęła się moja przygoda.

Rozmawiał: Krzysztof Kucharczak

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Więcej informacji

Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies.

Zamknij