Rozmowa cotygodniowa: Jakub Tecław

W kolejnej „Rozmowie cotygodniowej” do tablicy wywołaliśmy Jakuba Tecława. Z pomocnikiem Stomilu Olsztyn porozmawialiśmy m.in. o debiutanckim sezonie w Fortuna 1 Lidze, planach na przyszłość i krótkim epizodzie na pozycji bramkarza.

Pochodzisz z Warmii i Mazur, ale Twoja droga do Stomilu prowadziła niemal przez całą Polskę. Zanim znalazłeś się w Olsztynie występowałeś już w akademii innego pierwszoligowca – Warty Poznań. Jak tam trafiłeś?

— Będąc w Jagiellonii Białystok w Centralnej Lidze Juniorów udałem się na testy piłkarskie, na które przyjeżdżają trenerzy z różnych klubów i byli tam właśnie trenerzy Warty Poznań. Zauważyli mnie, zaoferowali mi grę w Warcie i skusiłem się. Myślę, że to był dobry krok, ponieważ grałem tam wszystko. Sytuacja była jednak niewiadoma, bo nie było funduszy i nie udało się tam zostać. Wtedy trafiłem do trzecioligowego Ruchu Wysokie Mazowieckie i był to mój pierwszy sezon w seniorskiej piłce.

Transfer do trzecioligowego Ruchu Wysokie Mazowieckie, to był taki krok w tył, żeby później postawić kilka kroków do przodu?

— Dokładnie. To był mój pierwszy sezon w seniorskiej piłce i nie chciałem od razu celować w pierwszą czy drugą ligę. Zdecydowaliśmy razem z rodzicami i z menadżerem, że to dobry krok, żeby się ograć. To był mały klub, który awansował z czwartej do trzeciej ligi. Myślałem, że będzie łatwiej o granie i minuty na boisku i tak właśnie było. Spędziłem tam rok i uważam, że był on bardzo wartościowy pod względem piłkarskim. Uważam, że teraz jestem tu gdzie jestem, dzięki temu, że byłem w Ruchu.

W Ruchu spędziłeś jednak tylko rok i trafiłeś do Olsztyna. Stomil był jedynym klubem, który walczył o Ciebie w tamtym czasie?

— Były też oferty z drugiej ligi. Na testach w Olsztynie byłem jednak już po pół roku grania w trzeciej lidze, ale w Stomilu nie było funduszy i nie wiadomo było czy klub w ogóle wystartuje w lidze. Zdecydowałem zostać w Ruchu Wysokie Mazowieckie i chciałbym klubowi podziękować za to, że nie zamknął mi drogi. Latem pojawiła się kolejna propozycja, trener Zajączkowski był na moich spotkaniach w trzeciej lidze i fajnie, że tak to się ułożyło. Myślę, że był to dobry krok.

Przeskok z trzeciej do pierwszej ligi był problemem? Co było najtrudniejsze po transferze do Stomilu?

— Myślę, że na pewno szybkość w graniu, myśleniu i brak czasu na błędy. W trzeciej lidze, można było popełnić błąd i nie było z tego większych konsekwencji. Tutaj, jeśli ucieknie koncentracja, to przeciwnik może to szybko wykorzystać.

Pod koniec rundy jesiennej wywalczyłeś sobie miejsce w pierwszym składzie i nie oddałeś go do teraz. Dobra gra zaowocowała również podpisaniem nowego, trzyletniego kontraktu. Dla młodego zawodnika to ważne, otrzymać taki kredyt zaufania.

— W pierwszym meczu dostałem szansę gry w wyjściowej jedenastce. Później było tego mniej i wchodziłem z ławki lub występował w drugiej drużynie. Nie zwiesiłem głowy, ciężko pracowałem i pokazywałem w drugiej drużynie oraz na treningach, że można na mnie postawić, że jestem wartościowym zawodnikiem. Życie mi to oddało. Wskoczyłem do pierwszej jedenastki, pokazałem się i ludzi mi zaufali. Ten kontrakt jest dla mnie kopem, do jeszcze cięższej pracy i mam nadzieję, że awansujemy do ekstraklasy. Tego najbardziej bym chciał.

Który mecz w barwach Stomilu oceniasz za najlepszy w swoim wykonaniu?

— Myślę, że fajnym meczem, w którym nie grałem jednak od początku, ale mogłem wejść w dogrywce i strzelić karnego, był mecz z ekstraklasową Wisłą Płock. Myślę, że na długo to zapamiętam. Te najlepsze mecze, które będą grał, przyjdą z czasem.

Od kilkunastu dni trenujesz pod okiem nowego trenera, który zmienił Wasze ustawienie. Jak czujesz się w formacji z mocno zagęszczonym środkiem pola?

— To są pierwsze dni i można powiedzieć, że dopiero uczymy się tego ustawienia. Pierwszy mecz pokazał, że to jeszcze nie jest to, aczkolwiek były momenty takiej gry, do której dążymy. Myślę, że z każdym dniem i z każdym meczem będzie jeszcze lepiej. Jestem bardzo pozytywnie nastawiony do tego systemu, także tylko pracować i myślę, że pokażemy efekty w najbliższych meczach.

Wydaje się, że akurat Ty, nie boisz się eksperymentów. W przeszłości zdarzyło Ci się stawać nawet między słupkami. Jak to z tym było?

— (śmiech) To było jeszcze za czasów gry w Wikielcu. Zawsze podczas gry na hali, gdy drużyna przegrywa i czas ucieka, to daje się lotnego bramkarza. W młodzikach tę funkcję pełniłem zawsze ja. Potrafiłem to i nie bałem się piłki. Również na trawie, w lidze wojewódzkiej miałem raz taką sytuację. Kolega bramkarz zapomniał na mecz legitymacji. Potrafiłem bronić i stanąłem w bramce. Z Sokołem Ostróda zagrałem nawet na zero z tyłu, także były to fajne doświadczenia.

Twoją pierwszą pozycją był jednak atak. Od kiedy zacząłeś grać na środku pomocy i jak do tego doszło?

— Faktycznie na początku zaczynałem na ataku. Kiedyś byłem mały i szybki, także atak to była taka pozycja, w której byłem „zadziorą”, zabierałem piłki i strzelałem bramki. Z wiekiem urosłem, teraz mam 190 cm wzrostu i ta szybkość spadła. Moje warunki po prostu bardziej przydają się w grze defensywnej. Szczeblami schodziłem od pomocnika po obrońcę, a przez warunki stałem też na bramce. Czuje się lepiej bliżej defensywy i trenerzy mogą to bardziej wykorzystać.

Jaki cel stawiasz przed sobą na najbliższe miesiące?

— Jeśli chodzi o cele drużynowe, to jak najwyższe miejsce w tabeli, a najlepiej awansować do ekstraklasy. O celach indywidualnych nie chciałbym za bardzo mówić. Chciałbym je zostawić dla siebie i pokazać je kibicom na boisku. Myślę, że to będzie najlepsze wyjście.

Gdzie widzisz się za pięć lat? Jesteś bardzo młodym zawodnikiem i zapewne jakieś plany na przyszłość masz.

— Właśnie nie. Jestem w Stomilu tu i teraz. Skupiam się na tym i nie chcę wybiegać w przyszłość i myśleć, co będzie za kilka lat. Podpisałem kontrakt i skupiam się na pracy tutaj, a co będzie, to los pokaże.

Podpatrujesz lub starasz się wzorować na którymś z najlepszych zawodników świata na Twojej pozycji?

— Staram się oglądać jak najwięcej meczów z topowych lig. Nie mam jednego zawodnika, którego podpatruję. Przyglądam się w każdym meczu zawodnikowi, który gra na mojej pozycji i tak też się uczę. Próbuję tych zagrań na treningach, a później przenoszę je na mecz. Nie mam zatem takiego jednego piłkarza. Patrzę na wszystkich, bo każdy ma coś innego, wartościowego, co można przełożyć na swoją grę.

W jednym z wywiadów wspomniałeś, że Twoją ulubioną, zagraniczną drużyną jest FC Barcelona. Gra dla Blaugrany byłaby zatem spełnieniem marzeń?

— Jak najbardziej. Podoba mi się katalońska piłka i to, jak rozgrywają małe gry. Jest to fajne dla oka, ale to marzenie trochę odcięte od rzeczywiści. Ale jak najbardziej, jeśli będzie mi dane, to pewnie!

Rozmawiał: Krzysztof Kucharczak

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Więcej informacji

Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies.

Zamknij