Rozmowa cotygodniowa: Rafał Remisz
Rafał Remisz, to kolejny zawodnik, którego postanowiliśmy przepytać w „Rozmowie cotygodniowej”. Wychowanek naszego klubu opowiedział nam m.in. o rehabilitacji, którą obecnie przechodzi, a także o sezonach, w których występował w innych klubach.
Podczas marcowego spotkania z Sandecją Nowy Sącz doznałeś kontuzji kolana. Jak przebiega rehabilitacja po operacji, którą przeszedłeś?
— Wszystko idzie zgodnie z planem, etap po etapie, ale na początku przez pandemię koronawirusa, miałem trochę utrudnione zadanie. Cały czas musiałem ćwiczyć w domu, ale na szczęście już od dłuższego czasu mogę korzystać z gabinetu fizjoterapii i jestem dobrej myśli. Z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień czuję się coraz lepiej.
Wstępne informacje mówiły nawet o półrocznej przerwie od gry. To aktualny termin czy jest szansa, że wrócisz do treningów jeszcze w tym sezonie?
— Myślę, że pół roku, to jest optymalny termin na wyleczenie tej kontuzji, bo tyle to przebiega. Zarówno ja jak i fizjoterapeuta wychodzimy z założenia, że nie ma co na siłę wszystkiego przyśpieszać, aczkolwiek zobaczymy jak będę reagował z każdym kolejnym miesiącem i jak na obciążenia będzie reagowało moje ciało. Teraz wchodzę w inny etap rehabilitacji. Za tydzień mam już zaczynać biegać po boisku, także wszystko wyjdzie w czasie. Nie ma co się „żyłować” i za wszelką cenę próbować wcześniej wystartować. Mam jednak nadzieję, że nie będzie się to wydłużyło, a jeżeli ma się coś zmienić, to na moją korzyść.
Obecny sezon jest dla ciebie wyjątkowo pechowy. Z powodu kłopotów ze zdrowiem, opuściłeś kilka jesiennych spotkań, a już w drugim wiosennym meczu doznałeś kontuzji, którą leczysz obecnie. Jest ona efektem wcześniejszych urazów, które nie do końca udało się wyleczyć?
— Myślę, że nie, ale byłem wściekły jak doznałem tej kontuzji i nikomu nie życzę mieć zerwanych więzadeł. Myślę, że tak musiało być i chyba zostało to ustawione jakoś z góry. Wcześniejsze kontuzje, które miałem, to były urazy mechaniczne. One były spowodowane starciami na boisku. Leczyłem dwa razy kolano przez to, że jeden zawodnik na mnie wpadł, drugi mnie sfaulował i miałem naciągnięte więzadła. Myślę jednak, że zrobiłem dobrą robotę z klubowym fizjoterapeutą. Później podbudowałem to trochę na siłowni i czułem się pewnie. Po prostu miałem taki pechowy dzień grając z Sandecją i stało się to, co się stało.
Cały czas możesz jednak liczyć na wsparcie małżonki, która mocno Cię wspiera w trakcie długiej rehabilitacji.
— Wsparcie rodziny jest szczególnie ważne. Wiedziałem już, z czym się je tę kontuzję i jak na początku jest ciężko. Żona stwarzała mi jednak cały czas dobre warunki do rehabilitacji. Nie kręciła nosem jak zabrałem trochę sprzętu od klubowego fizjoterapeuty, gdy wybuchła pandemia. Musiałem sobie radzić, więc wypożyczyłem sprzęt i zawaliłem całe mieszkanie z balkonem rzeczami do ćwiczeń. Trzeba było jakoś to przetrwać i tak jest do tej pory. Jak mam czas rehabilitacji i ćwiczeń, to nie muszę się spieszyć i iść do domu, żeby zająć się córką, tylko wiem, że żona z nią jest i mam tyle czasu dla siebie, ile potrzebuje i to naprawdę doceniam.
Od kilku miesięcy kibicuje Ci również właśnie córka. Jak czujesz się w roli taty? Dużo zmieniło się w Twoim życiu?
— Czuję się znakomicie jako tata. Nawet nie spodziewałem się, że będzie aż tak dobrze. Na pewno coś się zmienia w życiu, jeżeli zostaje się rodzicem. Można powiedzieć, że teraz cały świat kręci się wokół dziecka. W drugą stronę patrząc, robimy z żoną wszystko to, co robiliśmy wcześniej. Jeśli chcemy gdzieś wyjść, to po prostu wychodzimy z dzieckiem. Przed pandemią było trochę swobodniej, można było spotykać się z przyjaciółmi i z rodziną. Wcześniej, jak były mecze ligowe, to zawsze spałem przed nimi w innym pokoju, żeby wyspać się i być w pełni formy, choć córka śpi w nocy i budzi się maksymalnie dwa razy, także daję wyspać. Cieszymy się z bycia rodzicami. Nie mogłem się tego doczekać i można powiedzieć, że są same pozytywy.
Choć obecnie zmagasz się z kontuzją, to zapewne dopingujesz drużynę przed telewizorem. Jak ocenisz pierwsze spotkania Stomilu, po przerwie spowodowanej koronawirusem?
— Na pewno są to ciężkie spotkania. Po przerwie, w której masz naprawdę duży rozbrat z piłką, ciężko jest wejść i zagrać pełne dziewięćdziesiąt minut na dobrym poziomie. Spodziewałem się, że będzie to naprawdę trudny czas, aczkolwiek mam nadzieję, że z tygodnia na tydzień forma kolegów będzie rosła i będzie to skutkowało zwycięstwami. Cały czas trzymam kciuki, jestem z drużyną i zależy mi na tym, żeby Stomil wypadał jak najlepiej i zajął jak najwyższe miejsce w lidze.
W 2016 roku odszedłeś ze Stomilu. Najpierw dwa lata spędziłeś w Wigrach Suwałki, a kolejny rok w GKS-ie Katowice. Jak podsumujesz czas spędzony poza stolicą Warmii i Mazur?
— Myślę, że był to dobry okres. Jak już kiedyś wspominałem, chciałem wyjechać z miasta i zobaczyć jak to jest gdzieś, gdzie jestem zdany sam na siebie. Nie żałowałem swojej decyzji i myślę, że dobrze zrobił mi ten wyjazd. Zetknąłem się z trochę inną rzeczywistością, z innymi trenerami, zawodnikami i można powiedzieć, że w jakim sensie z inną kulturą. Na Śląsku jest trochę inaczej, bo stamtąd jest sporo zespołów i prawie każdy mecz jest derbowy, a takie spotkania gra się inaczej. Najpierw były Suwałki, później Katowice a teraz Olsztyn. Jestem zawodnikiem Stomilu i zobaczymy, co przyniosą najbliższe lata.
Twój jedyny gol, którego strzeliłeś grając w GKS-ie Katowice padł w meczu ze Stomilem Olsztyn. Pamiętasz jeszcze to spotkanie? Co poczułeś po strzale na bramkę Skiby? Z jednej strony po chwili pochwaliłeś się, że zostaniesz tatą, z drugiej strzeliłeś bramkę klubowi, w którym spędziłeś kilka lat.
— Na pewno zawsze bramka cieszy, ale strzelając Stomilowi wiedziałem, że nie chcę okazywać radości. Jestem wychowankiem tego klubu i nie powinno się tak robić, dlatego zachowałem się tak, jak się zachowałem. Byłem wtedy zawodnikiem GKS-u, walczyliśmy wtedy też o utrzymanie i dawałem z siebie wszystko. Bramka ucieszyła mnie z innego powodu. Miałem mały zakład z żoną, w którym chodziło o imię córki. Żona chciała nazwać ją inaczej i akurat przed tym meczem powiedziała, że jeśli strzelę to wybieramy moje imię i chyba po prostu los tak chciał.
W sezonie, w którym reprezentowałeś drużynę z Katowic, GKS spadł z ligi, a Ty wróciłeś do Olsztyna. Miałeś jednak propozycje gry dla innych klubów?
— Ciężko z tym było. Jedyny klub, który odezwę się do mnie z konkretną propozycją był Stomil. Rozważałem jeszcze zostanie w Katowicach, ale przeciągało się to w czasie. Nie mogłem jednak czekać, bo miałem żonę w zaawansowanej ciąży i nie mogłem zostać później na lodzie. Musiałem całkiem szybko podjąć decyzję. Międzyczasie pojawiło się jedno zapytanie z pierwszej ligi, ale nie chciałbym zdradzać skąd. Nie było jednak konkretów. Stomil, to jedyny zespół, który czarno na białym przedstawił mi zapytanie i podjąłem decyzję, że wracam do Olsztyna.
W tym sezonie różnice punktowe w tabeli nie są duże, a do Ekstraklasy będzie można dostać się również przez baraże. Które drużyny według Ciebie będą walczyły o awans?
— Myślę, że tak jak tabela pokazuje – te pierwsze drużyny są naprawdę mocnymi zespołami i myślę, że Warta ma duże szanse. Nie chciałbym jednak prognozować. Kilka sezonów wcześniej w pierwszej lidze zespoły, które pod koniec sezonu zajmowały szóste miejsce, nagle zaczęły wszystko wygrywać i awansowały. To jest tylko takie gdybanie. Wszystko się okaże, bo dużo grania jeszcze przed nami i wszystko, może się wydarzyć. Nie chciałbym zatem prorokować.
W meczu z Odrą Opole rozegrałeś swój setny ligowy mecz w barwach Stomilu, zatem kolejne, jubileuszowe spotkanie już na boiskach Ekstraklasy?
— Mam taką nadzieję. Wierzę, że klub i całe miasto idzie w kierunku tego, żeby Stomil wrócił na najwyższy szczebel. Mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane przeżyć taki jubileusz i to właśnie w Ekstraklasie. Byłoby to naprawdę spełnienie dziecięcych marzeń.