Rozmowa cotygodniowa: Piotr Skiba

Piotr Skiba broni bramki Stomilu Olsztyn nieprzerwanie, od blisko dziesięciu lat. Oprócz tego prowadzi własną firmę produkującą rękawice bramkarskie. Jak radzi sobie z łączeniem futbolu i biznesu? Między innymi o tym opowiedział nam w kolejnym wywiadzie z cyklu „Rozmowa cotygodniowa”.

 

Na początku chciałbym zapytać o zdrowie. Wszystko w porządku? Początek meczu nie wyglądał zbyt dobrze. O zdjęciach, na których uwieczniono Twoje starcie z Benedyczakiem nawet nie wspomnę.

— Można grać. Jestem trochę poobijany po tym starciu. Na szczęście sparowałem to uderzenie nogą na rękę. Mam trochę poobijane palce  dłoni, ale trzeba zakasać rękawy, otrząsnąć się i można dalej trenować i grać.

 

W ostatnim meczu zachowałeś czyste konto, ale trzech punktów nie udało się wywalczyć.

— No nie udało się. Do ostatniej chwili nie było wiadomo, na co będzie stać każdy zespół. To były takie przysłowiowe piłkarskie szachy. Sporo walki w środku pola, a klarownych sytuacji podbramkowych jak na lekarstwo. Z remisu 0:0 cieszy się jedynie bramkarz. Ja i Michał Szromik, możemy być zadowoleni ze swojej dyspozycji, bo wywiązaliśmy się w stu procentach. Szkoda, bo naprawdę chcieliśmy zgarnąć całą pulę. Wiadomo, że gramy u siebie, ale był to trochę inny mecz niż wszystkie, które graliśmy do tej pory przy al. Piłsudskiego, bo bez publiczności. Brakuje tych okrzyków i wiatru w żagle. Kibice nas niosą i pobudzają, a tego zabrakło.

 

Co należy poprawić w grze, żeby w Sosnowcu zgarnąć pełną pulę?

— Na pewno ten mecz będzie zupełnie inny niż to spotkanie u siebie. Sosnowiec ma aspiracje powrotu do Ekstraklasy, a my też chcemy jeszcze namieszać w tej lidze. Dzisiaj (rozmawialiśmy w czwartek) grają swój mecz derbowy z GKS-em Tychy i mamy za zadanie ten mecz obejrzeć i jak najwięcej dowiedzieć się o przeciwniku. Mam nadzieję, że to zaprocentuje i będziemy o jeden mecz mądrzejsi. Będziemy wiedzieli na co ich stać i na co zwrócić uwagę.

 

Niedawno podpisałeś nowy kontrakt z klubem. Zdradzisz jak przebiegały rozmowy? Raczej szybko i z konkretami czy negocjacje przeciągały się?

— Tak naprawdę rozmowy były prowadzone już przed pandemią i byliśmy dogadani już w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Niestety pandemia i wszystko zamarło, razem z decyzją o zawieszeniu rozgrywek. Nie wiedzieliśmy, jak to wszystko będzie wyglądało, jak i czy w ogóle wznowimy rozgrywki. Poszło jednak hasło z Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Sportu, że rozgrywki będą wznowione, więc szybko podaliśmy sobie dłonie z prezesem i z dyrektorem Czereszewskim. Długo nie zastanawiałem się nad warunkami, ale wszystko przeciągnęło się przez okres pandemii. Koniec końców cieszę się bardzo, że na kolejny sezon zostanę w Dumie Warmii i będę z całego serca starał się pomóc chłopakom i podziękować za zaufanie sztabu szkoleniowego i prezesa.

 

W wywiadzie, którego udzieliłeś krótko po podpisaniu kontraktu powiedziałeś, że trwa sen o przygodzie i Ekstraklasie ze Stomilem. Myślisz, że uda się awansować w przeciągu półtora sezonu?

— Mam taką nadzieję. Mamy bardzo odmłodzony zespół, a to może tylko procentować. Wiadomo, że ci zawodnicy, którzy przyszli do nas zimą, nie pokazali tego, na co ich tak naprawdę stać. Ja wierzę w ten dość młody zespół i w to, że jestem jeszcze w stanie dać mu trochę jakości i spokoju w tyłach. Mam nadzieję na awans, bo jest taka szansa przez baraże. Jak wiemy, dwa pierwsze miejsca awansują bezpośrednio i jeszcze jedno właśnie po barażach. Trzeba trzymać kontakt z czołówką i mam nadzieję, że ten sen się spełni. Jesteśmy w trakcie budowy tego zespołu, ale jestem dobrej myśli.

 

Krótko po tym, jak przedłużyłeś kontrakt z klubem, nową umowę podpisał również Grzegorz Lech. Jesteście jednymi z najbardziej doświadczonych zawodników w klubie, a to ważne, żeby mieć ogniwa, które mogą pokierować resztą zespołu i przekazać doświadczenie młodszym zawodnikom.

— Zdajemy sobie sprawę, że mamy podwójną rolę. Może nie tyle co profesorów piłki nożnej, ale chłopaków do naśladowania, szczególnie dla tych młodszych zawodników. To nas cieszy. Jesteśmy pewni swoich umiejętności. Zarówno ja, jak i Grzesiu Lech czy Janusz Bucholc, mamy co przekazać dla tej Olsztyńskiej młodzieży, tą miłością do piłki nożnej i do Biało-Niebieskich barw. Tylko się cieszyć, że klub wychodzi z taką inicjatywą i wierzy, że jesteśmy godnymi do naśladowania i że możemy zaszczepić swoją miłość do grania w Stomilu dla młodszych. Naszym głównym zadaniem jest jednak to, żeby ta dyspozycja na boisku, szczególnie w meczach ligowych, była jak najwyższa i żebyśmy dawali jakość temu zespołowi. Jeżeli poczuję, że to już nie jest to, nie będę robił nic na siłę, tylko skupię się na czymś innym. Na razie zdrowie jest, chęci są, umiejętności również, także tylko się cieszyć i pracować dalej.

 

W przeszłości występowałeś w angielskich klubach, o czym najmłodsi kibice Stomilu mogą nawet nie wiedzieć. Opowiesz trochę o tym, jak tam trafiłeś?

— To było spełnienie marzeń z dzieciństwa, bo chyba każdy zawodnik, który w Polsce zaczyna grać w piłkę, marzy o tym, żeby grać na angielskiej ziemi. Przypomnijmy, że to właśnie tam po raz pierwszy zagrano w piłkę nożną. Anglia nazywana jest matką piłki nożnej. Ze mną nie było zatem inaczej. Mam znajomego w Anglii, który jest blisko Leeds United. Jak wiemy, ten zespół miał swoje lata świetności i grał w Lidze Mistrzów, ale dopadł ich kryzys finansowy. Odpadli z Ligi Mistrzów, spadli z Premiership i w następnym sezonie chcieli oprzeć się na młodszych i tańszych zawodnikach. Tak się złożyło, że zaprosili mnie na testy, pojechałem, ale nie udało się. Powiedziałem sobie, że zaciskam pasa i uczę się języka angielskiego, bo do moich umiejętności nie mieli zarzutów, a jedynie do tego, że zbytnio nie potrafiłem mówić po angielsku. Szukali wtedy bramkarza do pierwszej jedenastki, a wiadomo, że piłka nożna, to język uniwersalny, ale w przypadku bramkarza, jeśli nie potrafi się dawać komend zawodnikom z linii obrony i pomocy, to ciężko coś ugrać. Takie miałem odczucia i postanowiłem zostać w Anglii. Szkoliłem się językowo, skończyłem tam też college i zaczepiłem się w niższych ligach. W każdym półroczu przechodziłem poziom wyżej i udało się nawet zagrać w reprezentacji Anglii C. Był to mecz na jubileusz najstarszego klubu na świecie, czyli Sheffield Football Club. Miałem też możliwość trenowania pod okiem bardzo znanego bramkarza ligi angielskiej i reprezentacji Anglii Nigel’a Martyn’a, który był trenerem bramkarzy Bradford City. Grając pod jego okiem w Guiseley, od nowego sezonu miałem przejść do Bradford City, ale te sprawy zostały jakoś zablokowane. Wszystko potoczyło się, jak się potoczyło. Grałem jeszcze w lidze Conference, pojawił się temat biznesowy i zdecydowałem się wrócić do Polski. Nie żałuję miejsca, w którym teraz jestem, bo po powrocie do Polski, spędziłem piękne chwile i cały czas trwa sen o tym, żeby zagrać ze Stomilem w Ekstraklasie, bo nie było mi to dane.

 

 

Krótko przed powrotem do Polski powstała firma 4keepers, o czym trochę już wspomniałeś. Skąd pomysł na taki interes?

— W Anglii jest bardzo dużo wyprzedaży i miałem dojście do sprzętu sportowego w bardzo dobrych cenach. Dystrybuowałem go do Polski i rodzice sprzedawali to przez sklep internetowy. Nazwę 4keepers wymyśliliśmy z żoną. W slangu piłkarskim oznacza to „dla bramkarzy”. Na początku był to własny sklep z różnymi markami obuwia sportowego czy rękawic. Można powiedzieć, że taki ogólny sklep piłkarski. W 2014 roku zrobiliśmy milowy krok, jeśli chodzi o firmę. Wypuściliśmy własną markę rękawic, która teraz jest rozpoznawalna praktycznie na całym świecie, bo jesteśmy widoczni w każdej lidze.

 

Trudno jest Ci pogodzić prowadzenie własnej firmy i grę w piłkę?

— Nie, ale początki były trudne bo wstawało się rano, pakowało paczki, szło je wysyłać na pocztę. Później trening, powrót do domu, znowu pakowanie i znowu na pocztę. Bardzo pomagała mi żona, odciążali mnie też rodzice. Na początku był to familijne biznes, ale teraz mam swoich „łobuzów”, którzy znają się na rzeczy i odciążają mnie ze wszystkiego. Ja jestem tam tylko po to, żeby napić się kawy, podpisać kwity i wstawić pieczątki (śmiech), a oni wiedzą, co mają robić. To wszystko jest tak poukładane, że mogę skupić się tylko na graniu w piłkę i rodzinie. Mam nadzieję, że to będzie trwało i trwało.

 

Po zakończeniu kariery planujesz zostać przy piłce np. otworzyć jakąś akademię czy raczej skupisz się wyłącznie na prowadzeniu firmy?

— To jest kolejne moje marzenie, żeby mieć akademię bramkarską. Z tego co wiem, są też jakieś plany ze strony prezesa i akademii Stomilu Olsztyn. Niewykluczone, że będę miał tam jakąś rolę. Na pewno zastanowię się nad wszystkim dwa razy. Na pewno będą też w planie dłuższe wakacje, bo trzeba będzie zregenerować organizm po tych wszystkich bataliach i wyrzeczeniach. Zobaczymy, co życie pokaże i jaki napisze scenariusz. Nie mówię nie, jestem otwarty na propozycje.

 

Dotychczas rozegrałeś ponad 270 spotkań w Biało-Niebieskich barwach. Wynik godny pozazdroszczenia. Wydaje się, że Twój mecz numer trzysta dla Stomilu, to tylko kwestia czasu.

— 270 spotkań – aż przeszły mnie ciarki. Przeliczając na minuty, to trochę tego jest. Wiadomo, że na mecze ligowe składają się również treningi w ciągu tygodnia. Tam mam wylane hektolitry potu. Trenerzy widzą, że daję jeszcze jakość dla zespołu, więc czemu nie. Zagrać trzysta spotkań dla jednego klubu, to piękna sprawa. To są jednak tylko liczby. Skupiam się na najbliższych meczach i treningach, żeby jak najlepiej się do nich przygotować, a jeśli licznik przekręci się na trzysta, to tylko się cieszyć.

 

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce. Więcej informacji

Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies.

Zamknij