Wojciech Hajda: Jest tu dużo bliższy kontakt w relacji trener-zawodnik
Wojciech Hajda zanim trafił do Stomilu Olsztyn, swoją całą karierę spędził na Śląsku. Czy obawiał się transferu do naszego klubu? Jaki wpływ na jego karierę miała kontuzja? Gdzie zobaczymy go w przyszłym sezonie? Zapraszamy do kolejnej części z cyklu „Rozmowa cotygodniowa”.
Kilka dni temu obchodziłeś 20 urodziny, ale ze względu na obecną sytuację, hucznego świętowania zapewne nie było.
— Nie, nie. Spędziłem czas z dziewczyną. Przyjechała również rodzina i jeden dobry kolega z dzieciństwa, więc urodziny spędziłem spokojnie, w nielicznym gronie.
Jesteś młodym zawodnikiem, ale w Twoim przypadku, można mówić o sporym doświadczeniu. W sezonie 2017/18 grałeś w rezerwach Górnika Zabrze, obecnie jesteś podstawowym zawodnikiem Stomilu Olsztyn. Jakie cele przed sobą stawiasz na kolejne lata?
— Jeśli chodzi o indywidualne cele chciałbym na pewno piąć się z każdym rokiem coraz wyżej, niezależnie w jakim klubie się znajdę. Chciałbym prezentować się jak najlepiej i myślę, że takim celem jest rozwój osobisty. To, żeby cały czas rozwijać swoje umiejętności czysto techniczne i taktyczne oraz czuć się na boisku z każdym meczem coraz lepiej. Chciałbym zbierać coraz więcej doświadczenia, żeby w pewnym momencie czuć, że ta forma jest już najwyższa jaka może być.
W drugiej połowie 2018 roku doznałeś poważnej kontuzji. Jak duży wpływ miała ona według Ciebie na Twoją karierę?
— Myślę że miała wpływ. Byłem wtedy w jednej z najlepszych form. Na boiskach ekstraklasy czułem się, jakbym grał tam kilka lat. Czy grałem w pierwszym składzie czy wchodząc z ławki, nie czułem się gorszy od żadnego zawodnika, więc na pewno to było super. Kontuzja trochę wybiła mnie z rytmu, ale myślę, że teraz, na przełomie tych kilkunastu miesięcy jestem lepszym zawodnikiem niż byłem.
Obecnie nie ma już po niej śladu?
— Czasami jakieś przemęczenia występują, ale raczej nie są one jakieś długofalowe.
Jak wyglądał Twój transfer do Stomilu Olsztyn? To była prosta decyzja?
— Powiem szczerze, że bardzo prosta. Rozmawialiśmy z menadżerem i klubem, że wypożyczenie dobrze by mi zrobiło. Po kilku dniach dostałem wiadomość, że mogę przejść do Stomilu. Praktycznie nie zastanawiałem się, tylko spakowałem walizkę i przyjechałem do Olsztyna.
Miałeś propozycje z innych klubów?
— Pojawiały się jakieś głosy, ale wiedziałem, że tutaj mnie chcą. Praktycznie w ogóle się nie zastanawiałem.
Nie miałeś jakichś obaw przed transferem? Całą dotychczasową karierę spędziłeś na Śląsku, a nagle znalazłeś się na drugim końcu Polski.
— Wiadomo, że był lekki stres związany ze zmianą otoczenia. Wychowywałem się na Śląsku, Górnik też jest typowo śląskim zespołem i czułem się tam jak u siebie. Wiedziałem, że zmiana nie będzie łatwa. Powiem szczerze, że wszystko mi się tutaj jednak szybko zazębiło, złapałem dobry kontakt z chłopakami i trenerami, więc nawet się nie spodziewałem, że będzie tak dobrze.
Pozytywny klimat olsztyńskiej szatni jest ponoć znany w całej Polsce. Potwierdzasz to?
— Trochę się tego obawiałem. Można powiedzieć, że szatnia jest dość doświadczona i bałem się, że mogę się nie odnaleźć. Teraz, jak na to wszystko patrzę, to odnalazłem się i czuję się ze starszymi kolegami tak, jakbyśmy znali się całe życie. Jest tu naprawdę mega super.
Jakie różnice dostrzegłeś po transferze do Stomilu?
— Jest tu na pewno dużo bliższy kontakt w relacji trener-zawodnik. Z trenerem Zajączkowskim można pogadać jak z normalnym człowiekiem. Nie ma tylko tematów czysto piłkarskich, można złapać więcej luzu. W Górniku ciężko było pogadać o czymś innym, niż o samej piłce. Tutaj trener zawsze zapyta o rodzinę, o wszystko. To jest naprawdę bardzo fajne, że nie ma tylko myślenia o piłce nożnej, ale też o życiu prywatnym.
Debiutowałeś w Górniku pod wodzą Marcina Brosza. To trener, który lubi stawiać na młodzież i to wydaje się być bardzo ważne dla młodego zawodnika.
— Wtedy w Górniku debiutowało dużo młodych chłopaków. Chyba trzech z mojego rocznika. Praktycznie cały skład był młody. W środku pomocy grał chłopak z rocznika 1997, podobnie na środku obrony. Na pewno to było fajne i czuło się, że w pewnym momencie można dostać szansę i ją się dostało.
Po transferze do Stomilu musiałeś zapracować na miejsce w pierwszym składzie. Zadebiutowałeś jednak dość szybko. Ciężko było?
— Powiem szczerze, że było ciężko. Pomogły mi chyba trochę kartki, bo wypadł ktoś „na stoperze” i za niego wskoczył Wiktor Biedrzycki. Na jego pozycji zrobiło się miejsce i można powiedzieć, że zadebiutowałem dość szybko. Czułem się mocy, więc wiedziałem, że jak już wejdę do składu i dostanę szansę, to ją wykorzystam.
Jesteś już w Olsztynie prawie rok, więc na pewno trochę poznałeś miasto. Jak Ci się u nas podoba?
— Miasto jest naprawdę super. Mieszkam z dziewczyną, której też wszystko się bardzo podoba. Podobnie rodzinie czy przyjaciołom, którzy przyjeżdżają ze Śląska. Jest tu fajne powietrze, dużo lasów, więc można pochodzić i zrelaksować się. Bardzo mi się podoba.
Masz jakieś ulubione miejsce?
— Powiem szczerze, że dużo. To plaża miejska czy wszystkie lasy. Lubię też jeździć na rowerze, więc podoba mi się Łynostrada. Jest kilka tych miejsc.
Pierwszą bramkę w barwach Stomilu strzeliłeś GKS-owi 1962 Jastrzębie. Gol na Śląsku miał wyjątkowy smak?
— Tak, miał. Zwłaszcza, że potem mogłem zostać na miejscu. Moja ciocia miała wtedy urodziny, a że zawsze mnie dopingowała, to powiedziałem od razu, że na urodziny strzeliłem jej bramkę na Śląsku. Bardzo się cieszyła.
Co dalej z Twoją przyszłością? Na razie jesteś tylko wypożyczony do Stomilu, zatem gdzie zobaczymy Cię w przyszłym sezonie?
— Powiem szczerze, że sam chciałbym wiedzieć. Na razie wszystko jest dogadywane, więc póki co sam nie wiem.
Niedługo wznawiamy rozgrywki. Jak do tego podchodzisz, po tej nietypowej przerwie w trakcie rundy?
— Jakoś staram się nie patrzeć na to, że była przerwa. Po prostu mamy drugi okres przygotowawczy w tym roku. O tym się praktycznie nie myśli, trenując cały czas. Byliśmy nieustannie w ruchu, niedawno wskoczyliśmy na boisko i gramy dużo gierek treningowych. Trenujemy też dużo z piłką, więc raczej nie czuć długiej przerwy.
Nie miało to dużego wpływu na Ciebie?
— Myślę, że wszyscy jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Mocno pracowaliśmy w tej przerwie i tak jak mówię – można uznać, że to drugi okres przygotowawczy. Wiem, że poskutkuje to teraz dobrymi wynikami w lidze.
Głód piłki jest zatem spory?
— Tak! Na pewno tęskni się za meczami i na pewno chciałoby się te mecze grać z kibicami, bo to zawsze dodatkowy smaczek. Niestety nie ma takiej opcji i musimy dbać o bezpieczeństwo. Samych meczów jesteśmy bardzo spragnieni, więc czekamy na spotkanie z Chrobrym, z którym będziemy walczyć o trzy punkty.
Rozmawiał: Krzysztof Kucharczak